brawojasiu, a co niby UM ma zrobić? Kupić i podarować SM place zabaw żeby postawiła je na swoim zaniedbanym terenie. A niby jakim prawem? W nagrodę za twórczość literacką jednego pana, który dostał stałą rubrykę w gazetce?
Gdzieś tutaj pisałem, że spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu daje prawo rządzenia się we własnych 4-rech ścianach. I tyle. O reszcie decyduje zarząd SM. Od malowania klatek po wygląd terenu dookoła bloku. Na wybudowanie parkingu nawet jak jest zgoda UM to jeszcze SM musi mieć albo pieniądze albo lokatorów chętnych do czynu społecznego. Ty ze swoim prawem czekasz na wykoszenie terenu odsyłany od Annasza do Kajfasza. Ja mam zabezpieczoną kasę na dwa koszenia w ciągu roku i jedno w rezerwie na wypadek gdyby trawa za bardzo wybujała. Jeden telefon do zarządcy i do dwóch dni pojawia się ekipa, która sprawę rozwiązuje.
Zarządca mi się nie sprawdzi? Po 3-ech miesiącach mam nowego. SM nie zmienisz. Możesz co najwyżej poszerzyć swoje prawa ale o tym raczej w SM się nie dowiesz.
Będę chciał mieć grilla, basen, kort tenisowy pod blokiem (plac zabaw już mam) to przejdę z uchwałą po sąsiadach i o ile większość podzieli moje zdanie to sobie takie coś sprawimy i najważniejsze: utrzymamy. Ze swoich pieniążków oczywiście. I tyle w kwestii podnoszenia sobie przed "sypialnią" komfortu.
Do publicznych "atrakcji" zafundowanych przez UM mogę sobie podejść spacerkiem, podjechać rowerem, busem czy autobusem lub autem. Choć i tak przedkładam spacery po lesie i ciche moczenie kija w jakimś zapomnianym bajorze nad rozwrzeszczane spędy.
edit:
waldorf, co do tir-ów niszczących nawierzchnię się nie wypowiem ale myślę, że dobrym pismem dało by się załatwić odpowiednie znaki w gminie. A natarczywymi telefonami do służb zmusić niepokornych do ich przestrzegania.
Natomiast co do "pospólstwa" i "burżujstwa" to każdy kij ma dwa końce. W PRL-u przyjęło się, że wszystko co wspólne jest niczyje i można korzystać z tego do woli nie oglądając się na innych. Temat znam z własnego podwórka. Przy moim bloku, który zamieszkuje mała wspólnota biegł skrót z kilku większych bloków. Mamy też swoje stanowisko kontenerowe. Pomimo, że stanowisko było oznaczone jako nasze to kontenery zapełniały się w dwa dni bo mieszkańcom pozostałych bloków było: "po drodze". Dodatkowo na skrócie zaczął robić się standardowy burdel: psie kupy, pety, butelki, opakowania po czipsach, fastfoodach i inne śmieci. Brakowało tylko bohomazów na ścianach. Co ciekawe mamy ustawione kosze w kilkunastometrowych odstępach ale po co z nich korzystać... Sprzątanie tego syfu i wywożenie przeładowanych kontenerów obciążało kosztami naszą wspólnotę. Dziadki się zgadały i zupełnie legalnie zlikwidowaliśmy skrót zostając "wrednymi burżujami" ale za to z czystym terenem i kasą w kieszeni. No cóż. Nie każdy lubi sponsorować czyjeś wygodnictwo.